sobota, 11 lutego 2017

The Vamps

Do napisania tego posta zbierałam się bardzo długi czas. Miał się pojawić przed koncertem, później przełożyłam to na październik, aż w końcu piszę go dopiero teraz, czyli w lutym. Zwlekałam z tym, ponieważ za każdym razem, gdy już zaczynałam coś pisać, wracały wspomnienia z dnia koncertu i dopadała mnie depresja pokoncertowa. Dla niektórych może być to dziwne lub śmieszne, ale dla mnie to było tak ważne wydarzenie, że za każdym razem, gdy o tym pomyślę mam łzy w oczach. Chyba to typowe dla fangirl ;)
Jednak, żeby nie przedłużać: dzisiaj o The Vamps.

Moja historia związana z tym zespołem zaczyna się wczesną jesienią 2013 roku. Miałam wtedy dosyć ciężki etap w życiu i jedyne co poprawiało mi humor, to muzyka. O chłopakach dowiedziałam się zupełnie przez przypadek. Szukałam czegoś na YouTubie i w propozycjach pojawił mi się ich cover, a w zasadzie mashup, do piosenek Bruno Marsa. Jako jego fanka stwierdziłam, że posłucham i wtedy stało się. Totalnie zakochałam się w tej wersji i postanowiłam poszukać jeszcze innych ich piosenek. Następnie włączyłam 'Can We Dance' i w tym momencie już wiedziałam, że jestem ich fanką. Zaczęłam szukać w internecie informacji o zespole, innych utworów i tak od jednej wyświetlanej strony do drugiej dowiedziałam się, że wiosną 2014 wydają swój debiutancki album.

Na okrągło słuchałam ich coverów i autorskich utworów, aż w końcu pojawiło się 'Meet The Vamps'. Nie mogłam przestać jej słuchać. Te piosenki mają dla mnie ogromne znaczenie głównie dlatego, że dzięki nim zaczęłam zupełnie inaczej postrzegać świat muzyki i otaczającą mnie rzeczywistość.
Uwielbiam 'Risk It All'. Słowa tej piosenki są przepiękne i za każdym razem, gdy jej słucham mam ciarki.
'On the Floor' to piosenka, która kojarzy mi się z wakacjami, które spędziłam nad morzem. Wtedy wydawało mi się, że jest to piosenka o tańcu, dopiero po jakimś czasie zrozumiałam co tak naprawdę znaczą słowa ;)
'Somebody To You' to piosenka, do której teledysk jest moim ulubionym. Ten klimat, chłopaki na plaży i kurtka Bradley'a przypominająca tę należącą do mnie.



Coraz bardziej zaczynałam się nimi fascynować, stalkować ich konta na twitterze i instagramie. Nie zdawałam sobie sprawy, że po jakimś czasie będę mieć na ich punkcie obsesję.

W oczekiwaniu na 'Wake Up' nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Dosłownie odliczałam dni do premiery drugiego albumu. A gdy już się pojawił, miała miejsce dokładnie taka sama sytuacja, jak w przypadku pierwszej płyty.

'Wake Up' to utwór, który daje mi niesamowitą motywację.
'Rest Your Love' to moja ulubiona piosenka z albumu. Tak po prostu, bez żadnego wyjaśnienia.
'Volcano' jest tym utworem, w którym zakochałam się podczas koncertu, a wcześniej nie zwracałam na niego zbyt wielkiej uwagi.

Gdy na twitterze zespołu pojawiła się informacja, że mają wiadomość dla Polski, moje serce na chwilę przestało bić, a gdy ogłosili swój pierwszy koncert w naszym kraju, zaczęłam płakać. To były łzy radości, jak i smutku, ponieważ obawiałam się, że nie będę mogła na niego pojechać.
Nie udało mi się kupić biletu w pierwszej turze i już bałam się, że z moim szczęściem nie uda mi się to również w kolejnej.
Nastawiłam sobie wtedy kilka alarmów, żeby nie przegapić godziny, w której miały być sprzedawane. Kilkanaście minut przed zalogowałam się na ticketpro i co chwilę odświeżałam stronę. Gdy tylko pojawiła się ikonka wskazująca na możliwość zakupienia jak najszybciej klikałam dodaj do koszyka. W czasie płatności cała się trzęsłam, a gdy na ekranie mojego laptopa pojawiła się informacja, że transakcja została zakończona pomyślnie, zaczęłam skakać po całym domu. Codziennie z niecierpliwością czekałam, aż listonosz przyniesie list zaadresowany do mnie z biletami znajdującymi się w środku. Gdy nadszedł dzień, w którym otrzymałam bilety, rozpłakałam ze szczęścia. Byłam świadoma, że jedno z moich marzeń się spełni.


Mój bilet
Przez te kilka miesięcy myślałam, że zwariuję. Nie mogłam się doczekać.
Aż w końcu nadszedł 30 września 2016. Dzień, w którym moje marzenie się spełniło.
Oczywiście nie obyło się bez bardzo ciekawych przygód i problemem z dojazdem na koncert, a to wszystko przez moje niedopatrzenie. Jednak udało się. Dotarłam do Krakowa. Ale to nie koniec moich przygód. Zakorkowane miasto o godzinie 17 w piątek i strach, że nie będę miała dobrego miejsca. Zaczęłam panikować. Na szczęście moje koleżanki były tak kochane, że ogarnęły wszystko. Po 18 szybko pobiegłyśmy z koleżanką na miejsce koncertu (na tej samej ulicy moja koleżanka mieszka w akademiku, więc nie miałyśmy z tym problemu). Wbiłyśmy się w kolejkę. Po sprawdzeniu biletów szybko pobiegłyśmy pod scenę. I w taki oto sposób ja, osoba która zawsze ma pecha, nigdy niczego nie wygrywa itd., stałam w TRZECIM rzędzie dokładnie naprzeciwko sceny. Nie mogłam w to uwierzyć. W oczekiwaniu na koncert poznałam kilka super dziewczyn, z którymi trochę pofangirlowałyśmy.

Mojego autorstwa
Moment, w którym chłopcy wyszli na scenę i mogłam ich zobaczyć, to najlepszy moment mojego życia. Zobaczyłam moich idoli. Spełniłam marzenie.
Cały koncert był po prostu wspaniały. Ich utwory na żywo brzmią niesamowicie. A te głosy. Coś cudownego. To był najlepszy moment w moim życiu.
Dopadła mnie depresja pokoncertowa.

Przez kilka tygodni nie mogłam spokojnie posłuchać ich muzyki, ponieważ łzy cisnęły mi się do oczu. Nie mogłam uwierzyć, że słyszałam ich na żywo. W sumie nadal tak jest.

Od tej pory moja obsesja jest jeszcze większa. Podaję dalej praktycznie każdy ich tweet, robię screeny na ich snapchatach i instagramach, oglądam live'y na Facebooku, zapisuję każde możliwe zdjęcie. W ogromnym napięciu oczekuję na ich trzeci album i ogłoszenie trasy koncertowej po Europie, na której musi znaleźć się Polska. Mam nadzieję, że tak się stanie i będę miała możliwość pojechania na koncert.

Ich najnowszy singiel 'All Night' to po prostu cudo, a ostanie covery kocham całym sercem.


W tym poście nie było biografii The Vamps, ponieważ to możecie znaleźć w internecie. Tutaj jest moja historia, którą chciałam się podzielić.Wiem, że nie za dużo napisałam o koncercie, ale nie potrafię. To było dla mnie tak ważne wydarzenie, że nie umiem tego opisać.

Mam nadzieję, że dotarliście do końca. Niedługo kolejna historia :)


Zdjęcia pochodzą z fanpage'a na Facebooku, instagrama oraz gettyimages.com

wtorek, 7 lutego 2017

Podsumowanie stycznia 2017

Sesja zakończona, pierwszy semestr na studiach zaliczony, a więc czas na podsumowanie dosyć ciężkiego miesiąca.

W styczniu nie narzekałam na nadmiar wolnego czasu. Multum nauki, zaliczenia ćwiczeń i przygotowania do egzaminów nie pozwalały mi na zbyt dużo relaksu, jednak starałam się znaleźć chociaż krótką chwilę na odpoczynek.



Źródło: tumblr.com

Wyjątkowo zacznę od filmów. Nie obejrzałam ich wiele, ale za to ta ilość była wystarczająca, ponieważ były naprawdę dobre.
Pierwszy z nich to "La La Land".
Świetna obsada, cudowny soundtrack, niesamowite zdjęcia. Wybrałam się sama do kina, żeby móc jak najlepiej przeżyć oglądanie tego musicalu. Jestem zachwycona tym, jak Emma Stone i Ryan Gosling wcielili się w swoje role, a piosenka "City of Stars" skradła moje serce. Ze smutkiem muszę przyznać, że zakończenie troszeczkę mnie rozczarowało, ale jestem w stanie to zaakceptować, bo przecież życie pisze różne scenariusze. Podsumowując jednym słowem: CUDO!







Źródło: filmweb.pl

Drugi film jaki obejrzałam, to "The Edge of Seventeen" z Hailee Steinfeld w roli głównej. Miałam nadzieję, że będzie mieć kinową premierę, jednak się nie doczekałam. Od końca listopada polowałam na ten film i w końcu w zeszłym miesiącu mogłam go obejrzeć.
Postać Nadine idealnie obrazuje życie ogromnej ilości nastolatek. W niektórych sytuacjach mogłam się z nią utożsamić, rozumiałam jej uczucia. Hailee świetnie się spisała, a Woody'ego Harrelsona polubiłam jeszcze bardziej po obejrzeniu tego filmu.
Polecam :)










Źródło: youtube.com

W tym miesiącu nie oglądałam żadnych seriali, oprócz "Wyspy totalnej porażki". Tak, wiem. Mam
prawie 20 lat i oglądam kreskówki, ale to akurat jako odskocznia od nauki.
Przypomniałam sobie czasy, gdy oglądałam to na Cartoon Network i jakoś tak wyszło, że włączyłam pierwszy sezon. I chyba tylko na pierwszym poprzestanę ;)




Styczeń był bardzo zagmatwany pod względem gatunków, jakich słuchałam. Od popu, aż do muzyki klasycznej i soundtracków filmowych.
Ed Sheeran powrócił, a to znaczy, że codziennie słuchałam "Castle on the Hill" i "Shape of You". Wróciłam też do The 1975 i zakochałam się w "Somebody Else". Dużo czasu spędzałam na słuchaniu Bring Me The Horizon, Andy'ego Blacka, The All-American Rejects, Simple Plan, The Maine, Pierce The Veil, All Time Low, Fall Out Boy, My Chemical Romance i jeszcze wielu innych.
W czasie nauki towarzyszyła mi playlista z muzyką filmową (SOUNDTRACK FOR STUDY).

Do następnego :)